Biomechaniczna Jedność

 Od rana czuł to na plecach. Coś się miało zadziać, coś wiedział, kiedyś, dawno temu coś zapadło, było do realizacji to coś… tylko, cholera, co?
Tego nie wiedział, nie mógł sobie przypomnieć.
Jak zawsze, kolejny dzień w końcu przyćmił przeczucie, odsunął gdzieś w głąb, jak tabletka uśmierza ból zęba.
Rozpłynęło się, rozwodniło między różnymi sprawami.
A tych jak zwykle dużo, tu to, tam tamto. I tak coraz słabiej, delikatniej, w rzadkich przebłyskach… umykało i umknęło.
Lecz, w końcu, jak zawsze, wracał.
Powoli, spokojnie, ciut zmęczony, otumaniony, omotany tym dobrym, ale niełatwym dniem.
Szarzało już, mijał tiry spracowane na powrocie, bezlitosnych handlowców o nieskończonej ilości żyć. Widział zmęczone, wpatrzone w tachografy, podświetlone postaci marzące już tylko o trzaśnięciu drzwiami i piwie.
Nadchodził weekend.
Gdy zadzwonił telefon, a on zobaczył kto dzwoni, nagle…. Dzwoniła ONA! To był strzał jak adrenalina prosto w serce, a zimno zalało mu mózg. Myśli stały się przejrzyste i klarowne jak ta woda z alpejskiego strumienia, w której kiedyś musiał pływać, wyławiając swoje graty z kretyńsko postwianego namiotu…
Kretyn, Debil, Idiota! Jak mógł zapomnieć!?!
Zmrożony (strachem i od tej polodowcowej wody) odebrał:
-Tato?…
-Tak! wiem! Cholera jasna! Wiem! Przypomniałem sobie! Już jadę!
-Ale Tato…!
-Spokojnie, dam radę! Jestem mistrzem czasu, zawaliłem, ale to odkręcę, damy radę, kończę, muszę się skupić na drodze!
-ALE TATO…!!!
-Czekaj pod domem, zdążę!
Rzucił słuchawką, rozłączył się, nie ma czasu na pierdolety i pogaduszki jakim jest pajacem!
Teraz, jak już wiedział, gdzie popełnił błąd, kiedy wiedział, co ma robić, ogarnął go zdeterminowany spokój.
W pełnej koncentracji zjednoczył się z pojazdem, stali się jedną biomechaniczną formą, technologią przenikającą czas i przestrzeń.
W symbiozie koncentracji na drodze wyizolowanej z pixeli krajobrazu dokonywali cudów.
Już nie słyszał radia, świstu powietrza opływającego samochód, smsów, których i tak w walce o ułamki seknud nie przeczyta… Skupiony na zadaniu nie słyszał już nic.
Była tylko czysta kalkulacja, pewność ruchów, pełna techniczna doskonałość wyprzedzeń i timingu hamowań. Pięknymi, długimi slajdami wyprzedzał grupy ciężarówek, przewidywał trzy kroki w przód ruchy innych, nawet bemki bez kierunkowskazu, niemal przelatywał nad maruderami, nie zauważał traktorów, śmiał się z nieoznakowanych patroli!
Tu i teraz był Mistrzem Pożeraczem Przestrzeni i Czasu, a czasu… cholera, było mało.
W końcu wyprzedził czas, wyprzedził wszyskich, wyprzedził prawie sam siebie.
Ale kto da radę, kto jak nie on? 
Nie mógł jej zawieść, gdyż musiał ją zawieźć.
Od pół roku to było wiadomo, kretynie, a ty zapomniałeś?!?
I już podjeżdża po dom, no… gdzie Ona jest? Na co czeka i dlaczego nie czeka:
-Gdzie jesteś, wychodź, zdążymy!
-Ale Tato, weź na luz. Gdybyś mnie dopuścił do słowa albo przeczytał wiadomości, to byś wiedział, że chcieliśmy, żebyś kupił po drodze jedzenie dla kota, bo drze się jak cholera
-Ale przecież KONCERT! KON CERT!!!
-Tak tato, koncert jutro…