Tagi Tematyczne
- druk (103)
- oAgentach [Bond Englisch Kloss Nieruchomości...Etc] (14)
- oBondach [Bondach. Jamesach Bondach] (4)
- oCzymkolwiek [Miszmasz o wszystkim] (67)
- oDrodze [Szosowe przypadki i wpadki] (42)
- oDzieciach [Przeważnie moich] (8)
- oFilmach [No... prawie] (5)
- oKsiążkach [Tych moich] (2)
- oPodróży [Mały i duży] (30)
Mission: Impossible!
Martini Wytrawny
Platyna i złoto
Szłem
Może się nada
Umiejętności
Tę samą trasę, tym samym „pojazdem za rozsądną cenę” dać, do pokonania kierowcom Formuły 1 (Formuły JEDEN).
I dali, a kiedy „cywile” spinali się na maksa i w totalnym stresie, sięgając wyżyn możliwości swoich umiejętności robili co mogli, „formularze” kierując pojazdem dwoma palcami, ziewając, rozglądając się na boki, drapiąc z nudów po tyłku, i komentując widoki przy okazji, wykręcali czasy przejazdów nieosiągalne nikomu z „cywili”.
Nie byle jakość
Przedzierałem się, przeciskałem, brnąłem przez kolorowy tłum - no kurwa, weź się trochę przesuń! - a z każdej strony atakowały mnie jazgotliwe dźwięki komórek, rozmów, krzyków, pohukiwań, reklam, i nawoływań.
Starożytne ale nie zawsze pięknie odrestaurowane fasady, witryny i przeszklenia zachęcały do zakupu, skorzystania, promocji, oferty dnia, oraz niezapomnianej okazji.
No jak - się pytam - „niezapomnianej”, skoro od tego jazgotu sam już nie pamietam kim jestem, skąd przychodzę i dokąd zmierzam?
A nie był to „Władek” w szczycie, ani odpust pod wezwaniem urodzin świetego, ba! nie był to nawet Rzym choć wszystkie drogi do niego prowadzą.
To było turystyczne, średniej wielkości, miasto ze swoim biutiful Old Town, w ciepły weekend.
No, może jest biuti, może i nawet ful, ale ciężko to stwierdzić… kiedy widzi się tylko las.
Las głów, reklam, produktów i ofert, i każda inna, a wszystkie brzydkie.
Kiedy tak przedzierałem się przez ten szajs las, nagle, z lewej, pojawiła się Mi_, w kącie oka, uliczka.
Cała jakaś bezsensownie pusta, abstrakcyjnie cicha.
Jakaś nieśmiała i zapyziała taka.
Kostka na niej brukowa, a całość w odcieniach szarości.
Ale trudno się jej dziwić, że taka szara, nijaka taka, skoro nie było tam szyldów zachęcających do skorzystania, brakło menu z promocją dnia dania, ciupag, statków w butelce, i repliki kopalni soli Wieliczka w skali 1:1.
Nie mogę, cóż za marnotrawstwo przestrzeni!
Naprawdę nikt przedsiębiorczy nie pomyślał by w witrynach i na każdym możliwym centymetrze chodnika poumieszczać reklam, nastawiać potykaczy, stolików, i straganów?
Zapomniano o tej dziurze? Nie wiem, być może są tu od wieków posadowione prastare banki operujące starym pieniądzem, a pieniądz lubi ciszę, a może jakieś kancelarie dystyngowanych adwokatów przemieszały się pewnie z cichymi klubami tylko dla członków… hmm… słabo to brzmi… i członkiń.
Może jest chroniona jakimś niewidocznym polem siłowym?
Nie było kogo zapytać, bo pomijaną była przez Grażynki, Andżeliki i Brajanków jako zupełnie nieatrakcyjna, gdyż wszystko to dyskretnie schowane było, a jedyne co stało na tej pustej, nudnej, krzywej, brukowanej uliczce to czarny Maybach.
A Maybach, może kto nie wie, to coś więcej niż luksusowa nazwa Mercedesa.
Ojcem Maybacha i niemal całej motoryzacji był August Wilhelm Maybach, i to jego osobie Mercedes zawdzięcza nie tylko wdzięcznie brzmiącą nazwę, ale całą technologiczną spuściznę. To właśnie Maybach był pierwszym inżynierem, który opracował silnik spalinowy. Około 1900 r., za namową austriackiego kupca i konsula generalnego Emila Jellinka, Maybach zaprojektował samochód z czterocylindrowym silnikiem o mocy 35 KM i dwoma gaźnikami.
Tu i teraz, to co zobaczyłem na pustej uliczce, to robiona pod szyldem Mercedes-Maybach limuzyna klasy S (nie mylić z ubraniami, bo może „S” ale prawdziwe „XXXL”).
Imponujące auto, prawdziwa limuzyna, która ma 5,47 m długości i olbrzymi rozstaw osi: 3,40 m. Taki Maybach jest o 18 cm dłuższy od przedłużanej wersji mercedesa klasy S.
Nie, nie rzucał się na ludzi krzykliwymi chromami, oszałamiającymi wstawkami, spojlerami, czy nachalnym naklejkowym tuningiem.
Był dyskretnie czarny, a z przyciemnianymi szybami, i w tej swojej nie nachalności wyglądał tak dystyngowanie, że trochę szkoda, iż miał gwiazdę Mercedesa na masce, a logotypy Maybacha tylko na tylnych słupkach.
Ten samochód zasłużył na to, żeby dumnie wozić własny symbol centralnie z przodu, a kto ma wiedzieć, ten wie.
Pole siłowe chroniące wstęp na bruk przepuściło mnie, więc wszedłem w tę pustą uliczkę, i niemal od razu z dwóch stron, jak złożonymi w łódeczki dłońmi, po uszach uderzyła mnie cisza i myśl:
Co, tak jak mnie teraz, uderza uważnego obserwatora w przestrzeni VIP (VERY IMPORTANT PRZESTRZEŃ) na lotnisku czy dworcu?
Otóż, w przestrzeni tej VIPowskiej, jeśli ktoś już tam trafi, uderza nieobecności perswazji.
Nie ma reklam, zachęt i sugestii. Nie ma kolorowych napojów i oferty dnia na schabowego z frytkami na oleju zmienianym co 30 tys km.
Doczekaliśmy czasów w których przestrzeń VIP jest „VIP”, właśnie dlatego, że niczego tam nie ma.
Jeśli cię stać to masz ciszę, spokój, dobrą wodę, minimalizm i dyskretną obsługę.
Jeśli nie, to wtedy co wszyscy, jedziesz nad morze - i masz morze… parawanów, albo w góry - i jest kolejka… do Góry, a wszystko okraszone badziewiem, tandetą, hałasem, bylejakością, i każdy znajdzie coś na swoją kieszeń.
Nadchodzą czasy, w których za to, żeby Nic Nie Było, trzeba będzie słono płacić, a na ciszę, dobrą wodę, spokój, czyste powietrze i nie Byle ale Naprawdę Jakość… stać będzie tylko bogatych.
Fajnie się czyta?
Doceń jakość - buycoffee.to/SzosaMi